Apostoł
Dołączył: 05 Paź 2006
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Olsztyn
|
Wysłany: Śro 12:57, 11 Lip 2007 Temat postu: Matka Miłosierdzia |
|
Witaj Matko Miłosierdzia
Bywa, że chwila zwyczajna zmienia bieg życia. I nic nie zapowiada, że właśnie to tu i teraz nastąpi. Jakiś czas temu, gdy stałem w kolejce do kasy jednej z tych wielu współczesnych „świątyń mamony”, słuch mój odebrał, tak niezwyczajną w tym miejscu, rozmowę dwóch kobiet. Słyszę:…A Maryja, Matka Miłosierdzia zawsze wybiega naprzeciw swym dzieciom. Wracam do siebie, mija dni kilka, a w swoich uszach wciąż słyszę jak refren: A Maryja, Matka Miłosierdzia …
Więc szukam, znajduję i czytam: „Maryja stając się Matką Wcielonego Słowa doświadczyła w sposób wyjątkowy Bożego Miłosierdzia. Ale równocześnie w sposób wyjątkowy okupiła swój udział w objawieniu się miłosierdzia Bożego ofiarą serca” – czytamy w Encyklice „O Bożym Miłosierdziu”. „Maryja jest więc Tą, która najpełniej zna tajemnicę Bożego miłosierdzia. Wie jak jest potężne i ile kosztowało.
W tym znaczeniu nazywamy Ją również Matką miłosierdzia – Matką Bożą miłosierdzia lub Matką Bożego miłosierdzia, a każdy z tych tytułów posiada swój głęboki sens teologiczny. Mówią one o tym szczególnym przysposobieniu Jej duszy, całej Jej osobowości do tego, aby widzieć poprzez zawiłe wydarzenia dziejów każdego człowieka i całą ludzkość, a nade wszystko miłosierdzie, które z pokolenia na pokolenie staje się ich udziałem według odwiecznego zamierzenia Przenajświętszej Trójcy. Dziś Ona zwraca swe miłosierne oczy ku troskom każdego człowieka strapionego i wyprasza łaskę. Bóg poprzez macierzyństwo Maryi Panny nieustannie okazuje człowiekowi swoje współczucie.
Ona jako Wszechmoc Błagająca, Matka Litości, Pośredniczka Wszelkich Łask i Matka Miłosierdzia, przepełniona wrażliwością na ludzi, na ich nieudolność, małość, słabość i niedole zawsze wybiega naprzeciw strapionym swym dzieciom".
Odpowiedź pełna, lecz jakby w głębi wciąż niewystarczająca. Pytanie – Kim jesteś? – nie znajdzie spełnienia w umyśle, bo pyta serce. Jak Cię rozpoznać pod fasadą tak wielu ludzkich wymysłów i projekcji? Jesteś przecież żywa i bliska. Wciąż na nowo, nieoczekiwanie stająca się darem konającego Syna. Darem dla mnie – Kościoła. Oto Twoja Matka. Jak Cię przyjąć do siebie w świecie tak bardzo znów pogańskim. Twoje dłonie nigdy nie były puste. Jaki dziś dar kryją? Tyle pytań … i prosta odpowiedź ikony. Moje dłonie pełne są Syna. Chcę cię nauczyć prawdy o Nim.
Należysz do porządku Syna, Jego Królestwa – będącego tak bardzo w opozycji do dni, w których przyszło nam żyć. Jesteś więc inna od pierwszego oglądu, tego wszystkiego, co wokół mnie, od blichtru tego świata, od pośpiechu, hałasu, pozorów, tandetnych obrazów i figur. Inna innością Światła, które nie zna zmroku.
Zawsze byłaś nauczycielką prostoty. Patrzę na kobietę, która jest matką, w piękny sposób głoszącą pochwałę życia. Życia prawego, w czytelny sposób mówiącego Tak zaproszeniu Najwyższego. Jak zachwycająca jest wierność Twojego pierwszego fiat. Mówisz nam – Życie niesie w sobie piękno ponad wszelkimi wydarzeniami, których doświadczamy! Jesteś wierna życiu, całkowicie otwartemu na służbę. Z wyboru, a nie z konieczności, wplatasz sens swojego życia w zadanie, wydaje się ponad ludzkie siły – zrodzić światu Dawcę Życia. Twoja misja nie kończy się z samym aktem narodzin Syna. Jest tak mocno wszczepiona w Ciebie, że już na zawsze, przecież z pragnienia serca, pozostajesz Służebnicą Pańską. Tą, której najgłębszym pragnieniem jest rodzić światu Syna. Aby w ciemności tego świata zajaśniało Światło.
Witaj Matko – to powitanie znaczy dzisiaj – uznaję w Tobie i chcę w sobie nosić zachwyt nad życiem, które jest. Tak bardzo Twoja obecność przypomina mi, że jestem zrodzony ku Cywilizacji Życia. Pierwszy, a z woli Syna przecież niekończący się dar dla mnie – mieć życie, znaczy nosić w sobie światło, które nie zna zmroku.
Witaj Matko – to powitanie znaczy dzisiaj – chcę obudzić się z letargu, z pozornej bliskości z Twoim Synem. Pomóż mi odrzucić samozadowolenie, iż wybrałem „lepszą cząstkę”, że poznałem Prawdę, choć nie ma już Ona wpływu na jakość i czytelność mojego życia.
Witaj Matko – to powitanie znaczy dzisiaj – rozpoznaję w sobie tęsknotę, by służyć życiem jak Ty, cicho i prosto, w zwyczajności dnia, z wiernością. Jeżeli niebo jest światłem, to jego cząstką zdolną przeniknąć w ten świat przez serce człowieka jest służba. Tego mnie uczysz.
Mówią, że jesteś Matką Miłosierdzia. Co to znaczy, teraz, w świecie, w którym przychodzi tak łatwo niektórym kupczyć nawet największą świętością? Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński uwięziony i poniewierany, wierzę głęboko, że w natchnieniu pisał: „Podążałaś za Synem miłości Bożej wszędzie, by w porę podpowiadać: wina nie mają, chleba nie mają, miłości nie mają, łaski nie mają, serca szukają... Czy w Kanie, czy na Golgocie, czy dziś – po prawicy Zbawiciela, w niebie – Miłosierdzie Twoje zawsze niemal, uśmiecha się przez łzy”. Współczująca i współodczuwająca. Stajesz się sumieniem prawości naszych czynów. Tak, aby serce, pragnienie woli i czyn coraz bardziej stawały się jedno, abym tęsknił coraz głębiej za życiem stającym się prostym i czytelnym znakiem dla świata. Tej szczególnej inności, jaką daje bliskość z Twoim Synem. Twoje zauważenie człowieczych niedostatków poprzez pryzmat matczynej miłości nie potępia, nie osądza a wprost przeciwnie – uskrzydla ku dobrym przemianom. Przyjąć Twoje macierzyństwo pełne miłosiernej obecności, znaczy uznać w Tobie nauczycielkę takiego życia. To przecież serce matki nadaje kształt światu, w którym dziecko zaczyna rozpoznawać i nazywać to, co jest, oddzielać dobro od zła, budować wokół siebie bezpieczną przestrzeń. To Twoje serce nadaje kształt światu, który należy do Twojego Syna. Tam, gdzie myśl i serce bliskie Tobie, tam bliżej niebo.
Pytam Matko Miłosierdzia, czy właśnie oschłość i obojętność wobec Ciebie, w tak wielu regionach świata, które niedawno jeszcze zdawały się być chrześcijańskie, nie stała się przyczyną zobojętnienia wobec Jezusa, jedynego Zbawiciela świata. W miejsce gorącej miłości – zimna poprawność, w miejsce nowej jakości życia człowieka duchowego – rozkrzyczana akcyjność, coraz bardziej przypominająca niekończący się festyn, a raczej igrzyska dla ludu. Kto nie zrozumie Matki, nie jest w stanie podążyć za jej Synem. Jesteś nauczycielką współczucia. Tej szczególnej wrażliwości, która pozwala widzieć, słyszeć więcej i rozumieć głębiej. Świat, w którym przyszło mi żyć, potrzebuje na nowo zrozumienia znaków czasu, tak aby nie zwątpić. Aby wobec inwazji pogaństwa, nie zrezygnować w imię nieokreślonej tolerancji z gorliwej miłości ku Najwyższemu.
Kiedy myślę o Tobie jako Matce współczującej, widzę najpierw Twą gościnność. Twoje otwarte serce dla tych wszystkich, którzy są w potrzebie. Gościnność, która mówi – zapraszam Cię do swojego życia, do wspólnoty dobra, proszę uszanuj jednak mojego Syna, uszanuj mój dom i zasady w nim panujące. Gościnność, która zna swą wartość, która nie sprzeda się za parę srebrników. Matko Miłosierdzia, jak bardzo sprzeciwia się ona dziwnej poprawności, mającej kształtować ludzkie relacje, schowanej pod szumną nazwą tolerancji. Proszę naucz mnie mądrej gościnności, w spotkaniach z Tymi, których Twój Syn stawia na drodze mojego życia.
Kiedy myślę o Tobie jako Matce współczującej, uczę się Twej bezinteresowności. Czystej jak Twoje serce. Wolnej od podtekstów, prostej jak Twoje życie. Chociaż wciąż nosimy w sobie piękne zawołanie „braci i sióstr w Chrystusie”, to coraz bardziej, z dnia na dzień, stajemy się sobie obcy. Obojętni wobec siebie, wobec dobra, które może stać się udziałem drugiego. Permanentne zderzenie ze światem krzyczącym „dbaj o siebie”, uczyniło w nas niezwykłe spustoszenie. Czy dzisiaj, jedną z najbardziej oczywistych słabości nas chrześcijan nie jest brak tęsknoty „abyśmy byli jedno”? A może jest to brak wiary, iż w Chrystusie jest to możliwe? Czy jakąś cząstką lekarstwa na tę chorobę duszy i serca jest Twój dar bezinteresowności? Chcę wierzyć, że tak.
Kiedy myślę o Tobie jako Matce współczującej, chcę świadomie powtarzać jesteś pełna łaski. To znaczy przychodzisz bezbronna, a jednak tak mocna, mocą miłości Syna. I wciąż na nowo stajesz się ikoną Bożych możliwości w człowieku. Aby odnowić w nas nadzieję, że w Nim możemy tak wiele. Abym na nowo mógł zatęsknić za życiem w łasce. Abym nie zatracił w sobie sensu i potrzeby stałej walki o czystość duszy. Nosić w swoim sercu Twoją ikonę znaczy dla mnie nie zatracić słów Syna – Królestwo Boże jest w was. Znaczy to również usłyszeć pełen bólu wyrzut – Co uczyniliście z domu mojego Ojca? Matko pełna miłosierdzia, w Twoim współczuciu dla mnie, pomóż mi odnaleźć w sercu tę przestrzeń świętości, która jest darem Syna. Tę łaskę, która jest zdolna życiem przemieniać świat w sacrum. Tak, aby koszmar świadomego przecież niszczenia w świecie tego, co święte, nigdy nie pozostał we mnie bez odpowiedzi.
Witaj Matko Miłosierdzia – dziś znaczy dla mnie – Proszę o Twoją obecność w mym życiu. Obecność matczyną, taką, która wychowuje i przygotowuje do samodzielności. Przyjmuję Cię, wierząc, że zdołasz nauczyć mnie bycia troskliwym. Abym był zdolny do troski o Kościół, o jego świętość i prawość. I aby dłonie moje nie były puste. Abym z Tobą, swym życiem, chciał na nowo dać światu Chrystusa, Twojego Syna.
ks. Roman Hosz
Ks. Roman Hosz - założyciel i dyrektor domu rekolekcyjnego „Heliosz”
Okno 2:
Czy dzisiaj, jedną z najbardziej oczywistych słabości nas chrześcijan nie jest brak tęsknoty „abyśmy byli jedno”? A może jest to brak wiary, iż w Chrystusie jest to możliwe?
„Głos Karmelu” (4/2007)
Post został pochwalony 0 razy
|
|